Jak nie jakiś Borek wielkopolski, Śląsk,
Lublin, a nawet Libia to teraz Hiszpańczyk i to nie byle jaki bo z kraju Basków.
Przez te wszystkie moje wyjścia jakoś nigdy nie poznałam nikogo sensownego z
sensownie odległego miejsca, a obszar moich działań kończy się przecież na Wrocławskiej.
Widocznie tak ma być, że ja mogę sobie tylko wzdychać potem, no i dobrze. Absztyfikanci moi jak tak dalej
pójdzie z zaświatów chyba zaczną przybywać, a co świat to za mało- 007 chłódź
się :p
To był piękny piątkowy wieczór w gronie jak
z woodstockowego namiotu <3 I w sumie było bardzo woodstockowo, piliśmy
razem, gadaliśmy bez ogródek i o dupie z dupy, leżeliśmy wszyscy na ławce razem- jeden na drugim i
śpiewaliśmy Piłe tango, czego normalnie poza woodem to pod karą tortur byśmy
nie zrobili. Indygo nawet niechcący odświeżyła jeden z tamtych kontaktów, a ja
jak to Nat powiedziała znowu znalazłam sobie „ latynoskiego” kochasia. Ten był
teraz prawdziwy, a nie udawany i tylko ze względu na urodę.
Hopsam sobie radośnie i niewinnie, aż tu
nagle w pewnej chwili jakiś młodzieniec
pyta mnie po angielsku czy może ze mną
zatańczyć, ja na to no, że yes. Jakby spytał po polsku to pewnie odparłabym nie
:P Próbuje z nim jakoś się dogadać, ale
on tylko baskijski, hiszpański i angielski, a ja przecież po angielsku ni w
ząb, a moje niemieckojęzyczne umiejętności
na nic się mogły zdać. Pohasałam z nim trochę i wymknęłam się do Cioci
po radę, no i mówię, że taka a taka sytuacja i, że się nie dogadam i co ja mam
mu powiedzieć? A Ona na to- Pozostaje Ci
język ciała ;D Zawsze słucham się Cioci, więc nie wiem czemu tym razem miałoby
być inaczej :p
Koleś jednak przez cały czas próbował ze
mną jakoś pokonwersować, ale no nie byłam w stanie więc zmęczona tymi
nieudanymi próbami skleciłam „zdanie” you no speak English, you dance end maybe
kiss… Co ta wódka robi z człowiekiem :D Nie sądziłam doprawdy, że jestem zdolna
do takich oświadczeń i że po angielsku jest w stanie komuś coś
przekazać.
Wieczór był jednak długi więc siłą rzeczy
trzeba było jednak posiedzieć i porozmawiać. Pytam Go więc jak ma na imię, a on
że Jogin, myślałam, że walne :D Zachowałam się w tym momencie jak Kevin Costner
z tańczącego z wilkami w scenie z tatanką. Usiadłam na krześle w miarę
możliwości po turecku i uniosłam ręce jako do medytacji i zamruczałam ohmmmmm i
pytam jogin? Mój towarzysz pokiwał przytakująco rozbawioną głową- yes jogin :D
Ziom spytał mnie o namiar i o imię, więc napisałam mu w telefonie swoją godność
– serio się tak nazywasz? ( Ci co znają moje nazwisko zrozumieją), ja że jest
yes i zaśpiewałam kawałek AC/DC highway to hell. Taa on na to że Ty to jesteś
very taka właśnie diabelska :D No chyba zacznę się określać dowcipna, gorąca i
z posagiem :D Może wtedy jakoś zdołam się wyeksponować i osiągnąć to na co czeka moja rodzina. A tak
swoją drogą to posag mam zacny: pierzyna, komplet sztućców, szydełkowy obrus,
różowy durszlak i wiele, wiele innych, ktoś
chętny? :D Nie wiedziałam jak i nie potrafiłam go spławić, bo co miałam
powiedzieć- Słuchaj ni popykasz, więc w zasadzie możesz sobie iść już. No nie
dotarłoby, więc musiałam się nim zając. I tak se myślę teraz, że nawet nie
najgorzej mi to wyszło. Powiedziałam mu nawet komplement, że wygląda trochę jak
Joaquin Phoenix ( a teraz z ciekawostek Jogin, w sumie to Jokin to hiszpański
odpowiednik Joaquina ) trafiłam w jego gust, zamówiłam Ring on fire Casha i
bardzo się ucieszył- Oo Johnny Cash, I LIKE J. Cash.
Ogólnie dałam rade, prawdziwa polska
gościnność przeze mnie przemawiała.
Normalnie to raczej wygląda to inaczej i nie daję rady w takich sytuacjach wcale
i chyba wcale nie chce, może dlatego, że wiedziałam że to i tak nic jakoś się
zachowałam, w rzeczywistości jakoś wszyscy mają mnie dosyć i uciekają jak się
wdam z nimi w dyskusje. Pomyślałam sobie nawet, że może ze mną jest jak z Jachem,
wszystko ładnie, pięknie, ale jak już się odezwę to koniec. Wiktor może
potwierdzić, że chyba jednak nie powinnam mieć za dużego pola manewru i popisu
jeśli chodzi o mowę, no nigdy wcześniej też nie usłyszałam- Stay with mee.
Chyba jednak nie zniechęcił się i na coś liczył. Widzisz, przeznaczania nie
oszukasz, Kamala to Kamala i czy chce czy nie musi zbałamucić jakiegoś jogina
:P:*
Kamala sama tę sytuację nakręciła, jak z powyższej relacji wynika, więc raczej chce zbałamucić, a nie chce czy nie chce. Dedukcja! Och, no nic to, zostaję w osamotnieniu w moim buncie przeciwko rodzajowi męskiemu. Deklaracje mych towarzyszek nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości, ale nic to! Takie życie, stara ciotka to przecie rozumie.
OdpowiedzUsuńCzyli mówisz, że zrobisz mu highway to hell'er jeśli Espaniolo użyje swoich jogińskich sztuczek? :P
OdpowiedzUsuńChyba buum ;) Kamala jest jednak jeszcze postacią z książki Hessego, a nie nim samym, aczkolwiek nie ma zamiaru dalej się zapuszczać w tą sferę bo zniesmacza mnie zbyt bardzo całe to podejście do tego i uraz mam :p
OdpowiedzUsuńTylko piraci mogą uleczyć tę traumę!
Usuń