piątek, 9 października 2015

Czas powrotu…

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów w tym tygodniu widziałam księżyc, który wygląda jak kawałek pomarańczy .Ostatnio gdy go obserwowałam był zawsze w pełni. Takie to już są uroki wstawania o 5, ale przecież kto rano wstaje temu Pan Bóg daje! Jadąc autobusem dawkuje sobie starannie odmierzone porcje wierszy Vincenta i historii Owena. Przy wierszach łzy niepohamowanie opuszczają me oczodoły, a Owen wszędzie pokazuje mi znaki. Dzięki niemu zostałam szaloną fanką przeznaczenia, może to nawet i dobrze, ale uważać trochę muszę ze wzglądu na moje tendencje do nadinterpretacji i idealizacji. Jadąc uśmiecham się też do żółtych drzew :D
Tydzień ten zaliczam do udanych. Były niespodziewane i bardzo ciepłe uściski z Czacha i Markiem( prawie tak jak na woodzie ;) ). Zjadłam sporo moich ukochanych precli trochę sama, a trochę z Indygo, wypiłyśmy cydr nad Wartą i machałyśmy z Czaszką białymi chusteczkami na pożegnanie cokolwiek to miało oznaczać :) Kupiłam sobie najbardziej kolorowy indyjski plecak i chciałam przełamać rutynę, ale niestety chyba okradłam mężczyzn doszczętnie z testosteronu no i przede wszystkim z kultury i obycia w towarzystwie :D Nie chce już publicznie mówić co mi ewoluuje, wtajemniczeni wiedzą ;P
Trochę o aurach też dywagowałam, ale wróćmy do tematu czyli do sprawy mojego powrotu na uczelnie ;)
Optymizm obronny włączony na najwyższe obroty….
Gdy tam wchodzę słyszę to https://www.youtube.com/watch?v=5-GFHbkd6Vs
Dam tam rade przecież, będę miała pewniejszą prace i będzie dobrze, studia humanistyczne fajnie by było, ale ja przecież nienawidzę pamięciówek, a książki i swoje zainteresowania będę mogła rozwijać po mojej pracy, no i nikt nie będzie mi narzucał już co mam czytać i myśleć… Tak sobie pomyślałam. No więc Polibuda! Nie będę narzekać,  zrobię tego  inżyniera, choć dzisiaj pewnie wybrałabym inaczej. Tragicznie nie jest, tylko  ludzie tam tylko tacy obcy, co nie Mon?
„Oni nie maja rozkmin życiowych, prą do celu jak czołgi, a celem są pieniądze…” -Tak sobie narzekałyśmy.  Gardzą  humanistami, słabszych chcą zlikwidować bo zaniżają poziom, a lepszych bo są ich przyszłą konkurencją i czasami mogliby  ich wyprzedzić w wyścigu szczurów po kasę omm omm omm. Nie bardzo jest z kim porozmawiać, a już o czymś więcej niż uczelnia i czymś takim co mnie choć trochę fascynuje to już w ogóle trudno, priorytety życiowe bowiem skrajnie odmienne.  Zdarza mi się pleść straszne bzdury i robić z siebie debila, żeby chociaż trochę pozytywniej tam było. 
Na całe szczęście mam Asie, Skibę no i Marcina, z którymi jest dość żywiołowo i pozytywnie, z Marcinem też specyficznie.  No i zawsze można się pośmiać też z „Mojej rury”.
Zuzy i Mon już tam ze mną nie ma, tęsknie ogromnie. Powodzenia niech te Wasze nowe drogi będą tymi właściwymi i usłanymi spełnionymi marzeniami !

Ze mną jest jeszcze jeden problem związany z uczelnią techniczną, mianowicie strasznie boję się komputerów, wszelakich automatów, całej tej nowoczesności i mechanizacji.  Już nawet emeryci lepiej sobie radzą z Excelem niż ja,  Zuz potwierdza :P
Mimo  całej tej niechęci i lęku przyzwyczaiłam się jednak do pewnych automatyzacji. Na przykład do światła w łazience włączającego się na czujnik ruchu.
Pewnego razu gdy odbierałam Indygo z pracy (pracowała wtedy w dość nowoczesnym biurowcu) czekałam na nią trochę na korytarzu i próbowałam coś czytać, ale raczej obserwowałam przechodzących ludzi i bufetowe menu niż to robić. W pewnej chwili poczułam jednak potrzebę skorzystania z toalety, więc podniosłam dupsko z mojego punktu obserwacyjnego, schowałam lornetkę, przeszłam korytarz  po lśniących, marmurowych płytkach i wchodzę do łazienki. A tam ku mojemu ogromnemu zdziwieniu ciemno! Więc zamiast cofnąć się i pacnąć włącznik światła za drzwiami zaczęłam machać do sufitu… Hello!  Oj trwało trochę zanim zrozumiałam co robię.

Dobrze, że nie przyzwyczaiłam się jeszcze do automatycznie otwieranych drzwi, a może to jednak wielka szkoda. 

7 komentarzy:

  1. "Optymizm obronny włączony na najwyższe obroty..."
    O tak, bez tego na P nie zrobisz ani jednego kroku.

    Nie tak prędko ze mną :> środa i czwartek to były przełomowe dni! Będę się jeszcze starać na tej uczelni się jako tako utrzymać. Co prawda będę musiała pogodzić mój nowy styl życia z tą morderczą budą - to miejsce już nie będzie dla mnie priorytetem. Póki co jeszcze się zobaczymy w grodzie nad Wartą! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że Warta jest blisko :P Szukajmy plusow ;) Trzymam kciuki za Ciebie ;*

      Usuń
  2. Obrałyście swe ścieżyny i kroczcie nimi dzielnie! Tylko może bez nadmiaru testosteronu - nie zniosłabym, gdybym musiała zacząć kupować Ci bokserki na Gwiazdkę albo płyn po goleniu.
    Zapraszam teraz do biurowca - zapali Ci się samo. Jak to się do wygody przyzwyczaiło dupsko... :P

    Róbcie swoje, dziewczęta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej nie bedziesz miała problemu z prezentem ;) W przyrodzie nic nie ginie, nic już na to nie poradze :P

      Usuń
    2. E, bo ja wiem. Z dziadami zawsze jest problem. Chyba że... Skoro w przyrodzie nic nie ginie już wkrótce możemy zostać kumplami :D

      Usuń
  3. Jest tyle dróg, tyle miejsc... A ja akurat musialam wybrać to, why?! :|

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń