środa, 30 września 2015

Niedoszczane

Rzuca mną we wszystkie strony  jednocześnie i w efekcie nieporuszona trwam w miejscu. Trochę depresja, trochę agresja,  euforia, podnieta, smutek, melancholia, głód ludzi, pogarda dla ludzi, socjopatia,  chęć fascynacji, brak zainteresowania i zwis totalny. O co chodzi? Jakaś niewidzialna ręka miesza mój mózg jak bigos wielką drewnianą chochlą  robiąc mamałygę. Z jednej strony zapach i smak się ulatnia, ale z drugiej jakoś mnie to wszystko jeszcze boli i obojętne nie staję się wcale. Podobno odgrzewany bigos staje się lepszy :P
Zasadniczo jest mi dobrze i nic był nie zmieniła, więc czego mi właściwie brakuje? Nienajedzona, niewyspana, nienapita jakaś, no chyba niedoszczana- bardziej sensownie tego wytłumaczyć się nie da, a przynajmniej ja nie potrafię. O jakie my niedoszczane.

Kolejny lumpiarski weekend za nami. Mimo wielkich zapowiedzi i przygotowań w wydarzeniu tym wzięły udział dwa najbardziej nieugięte lumpy- Indygo i ja. Nie bez powodu bolą nas kolana przecież*. Tyle ludzi, żarcia, picia, tańców, znów pojedziemy po bandzie- Born to be wild! Tak miało być …

Czarne chmury nadciągnęły, grad lenistwa i socjopatii spadł i wykruszył część ekipy, ulewny deszcz zmoczył i nabawił przeziębienia pozostałych, a porywisty wiatr  jak się potem okazało zagłuszył i przewiał gdzieś te piękne melodie, które miały nam towarzyszyć tego wieczoru, piękny cygan zawiódł.  Mimo całych tych przeciwności, katastrof i złej aury wyruszyłyśmy nad rzekę ubrane w falbaniaste suknie sięgające kostek, chusty z frędzlami, duże kolczyki i dzwoneczki na rękach. Cyganki dotarły taborami nad rzekę :P Rozpoczęła się uczta- pyszne czekoladowe ciastka, babeczki i wysokoprocentowe napoje. Potem modlitwa za nas ze wspólnotą do której doprowadziły nas dźwięki gitary, następnie speluna  w której czas wyjątkowo płynął zbyt wolno. Nie grał nam piękny cygan lecz pyszałkowaty, muzyką w nasze gusta nie trafiał lecz godził. Stracona wiara w istnienie mężczyzn, obudzone wredne sucze…
„ Piękne artystki z Hiszpanii ‘’ , ,, Macie swój styl, wszystko w dupie i szanuje Was”. Honor mężczyzn uratował i poprawił nam nastrój Pan Zygmunt ze swoją ekipą dresów. Ot  taki paradoks. Trzeba nam więcej tolerancji i może zmiany upodobań :P

Kolejny punkt programu to wyprawa do Od:zysku na pożegnanie lata w nastroju takim jak cały weekend zresztą  „ bo w ryj dać mogę dać ‘’.  Koncert Niesamowitej Sprawy na którym popadłam chwilowo nawet w melancholie i smutek, ćwiartka więcej a tańczyłabym jak na Woodstocku, cóż nie bez powodu otrzymałam tytuł największej fanki w Poznaniu.  Ogromnie żałuje, że to już koniec skłotu, tak późno tam dotarłam, a czułam się w nim dobrze. Krew się we mnie gotuje, a limfa wrze jak czytam i słysze komentarze tych wszystkich mądrych i wspaniałych ludzi na ten temat... 

Były jeszcze spacery, zdjęcia, rodzinne dysputy i spotkania, a także oglądanie Jacka Stronga z sercem w gardle i zaciśniętym żołądkiem. A po wszystkim powrót do domu, tęsknota i samotność, noc zaćmienia, która była trudna i posępna. Zdziczałam. Nie zamieniłam się co prawda w wilkołaka, ale poczułam na karku chłodny oddech Wilka stepowego. Czyżby również do mnie dotarła gradowa  chmura? Cząstka Wodnika ukryta w moim sercu tak czy inaczej jest teraz zagrożona. O rany firany! 


* według pewnych źródeł ból kolan oznacza nieugiętość, ból fizyczny oznacza defekt psychiczny :P mnie chyba powinno wszystko boleć w takim razie :D

wtorek, 22 września 2015

Matrioszka

Ubierz się ładnie jak do opery. Indygo postanowiła zrobić mi niespodziankę i gdzieś zabrać. Kategorycznie zabroniła cokolwiek sprawdzać, więc ja grzecznie posłuchałam starszego i wyższego rangą członka familii. Ubrałam się stosownie- spódniczka, obcasy, plastikowe perły i pojechałam zupełnie zieloniutka. Snułam pewne domysły, na pewno to będzie coś dziwnego i takie z czapy. A tu? Opera. No proszę, któż by się spodziewał, na pewno nie ja. A w operze Siddhartha.  Mój ukochany Siddhartha i to w formie baletu :D Musiało być więc osobliwie- To było prawdziwe dziwowisko !
Tak to prawda Kamala miała w końcu okazje zmierzyć się z samą sobą :P  I wiesz jak się teraz czuje? Czuje się jak ten pies do którego ktoś zaszczekał z okna. Tak właśnie się czuje. Bardzo zdziwiona :)
Dziękuje z całego serca za ten wspaniały wieczór, był on tak piękny jak pośladki tych nagich i mokrych Adonisów ze sceny.  Jak się ślinić yyyy znaczy gorszyć, to w operze.  A co, raz nie zawsze.

Miała być matrioszka, więc trzeba otworzyć babuszke.  Tak też bywało, nie ma co ukrywać.
Wieczór, a ja sama w czterech ścianach koloru dojrzałej wiśni przy zapalonej świeczce o zapachu lasu. Właśnie zamknęłam  i odłożyłam na półkę Staffa.  Chciałam już zamknąć oczy i zasnąć, ale skrzydlate bydle nie pozwoliło, chwyciło za papier i długopis…

Cicha, deszczowa, melancholijna, a nawet depresyjna- moja ukochana.

 2.09.2015
„Chyba nigdy się z tego nie wyleczę… Wczoraj minął miesiąc, a ja nadal gdy tego słucham przed oczami mam Wasze okurzone i zamglone twarze… Ach gdyby tak można poskakać razem jeszcze raz, ale cóż czasu się nie cofnie, pozostają tylko wspomnienia, idealne jak na jesienną  melancholie, która coraz bardziej ogarnia serce me. Jesień coraz bliżej, wodnika coraz mniej… Oddajmy liściom odcienie brązu z naszych skór, a kolce i grube skóry  pozostawmy kasztanom :P  Pozdrawiam Kochani !
16.09.2015
Zaraz miną dwa miesiące. Stan rzeczy niezmienny. Ja nadal płacze. W ciemności wyciągam ramiona by Was objąć, ale one przemierzają tylko nicość i powoli opadają na moje ciało uświadamiając mi rzeczywistość .  Nawet sny zaczynają w to wszystko wątpić….
Tak to już jesień, nawet kalendarz  przestaje mówić  inaczej. Ostatnie letnie kwiaty ścięte i ukryte w wielkiej księdze. Wiersze Vincenta skserowane, a ostatnia letnia przejażdżka na moich wiernych Wigrach już za mną.  W tym roku zadbałam nawet o kapelusze, tak więc mam co nosić na dachu. Kapelusze są aż trzy. To nic, że męskie, może nawet to i lepiej. Kobieta ze mnie taka,  że w damskim czułabym się nieswojo :P Jak na bal przebierańców, albo jak straszna pańcia.
Pierwszy od W. tak zdewastowany od leżenia w szafie, że stracił już trochę swój fason, ale ja go nie porzucę. Piękny, szary z fioletową wstążką. Dwa następne po dziadku Mieciu, znalezione w starej szafie. Zadbane, niezdewastowane. Pierwszy szary, drugi brązowy. Cudownie! Czas przybić piątkę z Wokulskim. Ja też będę teraz romantykiem w kapeluszu pozytywisty :P I to nawet podwójnie, dosłownie i w przenośni. 
Wakacje minione były tak cudowne, że nie jestem  teraz w stanie o nich mówić, zbyt kontrastują. Spadły liście i nastroje. Oj Wodniku, Wodniku jest z czego spadać w tym roku, ale myślę, że pozostała w moim sercu jakaś cząstka Ciebie, która rozkwitnie wiosną tak jak pąki forsycji.
Teraz będę chodzić po szeleszczącym dywanie i jeść jabłuszka rumiane. Przetwory zrobione, w nozdrzach zapach powideł. Były wykopki, ale ich zapach w tym roku najintensywniej poczułam na koncercie Farben Lehre u krysznowców. Są ziemniaki będę plyndze, szare kluchy i pyruszki z bzikiem. Wywołałam nawet trochę zdjęć … Widzisz to Harry? Jednak nie tylko kobiety ubierające lila różowe suknie są zbyt sentymentalne.

Teraz nie wątpię już tylko w snach, ba nawet już przestałam w to wierzyć  i to na jawie. Ale kto wie czy to jawa czy sen, ja nie.  Czas więc zająć się tymi naszymi namacalnymi znajomościami tu i teraz!
W przyszłość patrzeć mi jednak jakoś ciężko, już tak mam nic na to nie poradzę. Mimo wszystko czas zrobić krok w przód, choćby niewielki, ale zawsze.                                                                     Tup! Myślę teraz o nadchodzącym weekendzie bo szykuje się kolejna nasza lumpiada, ma być ogień - trzeba przecież wyrównać po tak zacnej i kulturalnej niedzieli,  no i znów będzie pełnia nad rzeka... Mam nawet życzenie na weekend dla wszystkich i dla siebie-  Niech się staną RZECZY, najlepiej  niech się staną i zafascynują nas przywracając nam smak, barwy i niechaj zbija szybę! :*

Uwaga! Plebiscyt. Czytelników nie mam zbyt dużo, ale może ktoś wymyśli jakiś zacny temat naszej jesieniady  i tak też się wystylizujemy, ale bez przesady! Za żadne ciastka i kalafiory się nie przebierzemy to musi być coś subtelnego, a zarazem oczywistego. Najlepszy pomysł nagrodzę!    


środa, 16 września 2015

Księżycowe kaczki, czyli historia mojego wegetarianizmu.


Yerba wypita, umysł powinien być trzeźwiejszy.
 Pod koniec sierpnia wróciłam,  jest to moja trzecia próba nie jedzenia mięsa. Myślę, że teraz ostatecznie powiedziałam mu żegnaj.
Próba pierwsza? Uznajmy to za próbę, trochę wyidealizuje i będzie super.
Nie powiem Wam kiedy to było, gdyż tego nie pamiętam, nie dlatego, że byłam czymś odurzona, ale dlatego, że byłam zbyt mała. Znam tą historię jedynie z opowieści, jak widać już krążą o mnie legendy :P dziękuje Indygo za przypomnienie tej sceny.
„Nigdy nie zjem tego co miało mamę i oczy! ‘’                                                         
Tak powiedziałam pewnego słonecznego, a może zimowego dnia  gdy byłam małym bobasem nie chcąc zjeść mięsa na obiad. Duma mnie teraz rozpiera! Szkoda, że nie byłam zbyt konsekwentna w swoim postanowieniu i mój jakże piękny bunt szybko minął. Cóż by to była za historia zostać z własnej woli na przekór rodzinie trzy letnim wegetarianinem.

Zanim przejdę do opowiedzenia drugiej próby, przytoczę  pewna anegdotę  o pamięci bobasów.

Pewnej niedzieli będąc w babcinym pokoju, oglądałam zdjęcia z moim dwuletnim  wtedy chrześniakiem.  Na zdjęciu o którym konkretnie mowa był malutkim zaledwie trzymiesięcznym dzidziusiem.

Ja: - Patrz jaki mały wtedy byłeś
Piotruś- Noo, fajnie wtedy było
Ja ( z wielkim z dziwieniem)- Tyy pamiętasz jak wtedy było?
Piotruś ( z ogromną powagą i pewnością )- Pamiętam!

Niektórzy myślą, że chciał mnie zbajerować i wciskał kity, ale ja mu wierze!

Próba druga. Było to w pierwszej liceum natchnęło mnie wtedy pewne zdarzenie, obraz...
Wychodziłam przez podwórko wtedy od babci i zmierzałam do domu, by udać się w objęcia Morfeusza, było już ciemno, księżyc na niebie , a w jego blasku tylko ja i stado kaczek.
Dookoła cisza i nicość. Patrzę na kaczki, a one gorączkowo machają skrzydłami i  tak bardzooo chcą się wzbić w niebo i polecieć do księżyca T_T ale nie mogły tego zrobić  bo były zbyt utuczone, no żeby nie uciekły i żeby dużo z nich mięsa było, popłakałam się aż, że przez nasz egoizm, mordujemy je i odbieramy wolność, a tak pięknie mogłyby latać i być naprawdę wolne, bardziej od nas, ale my wolimy sobie zjeść skrzydełko.
Widok ten wstrząsnął mną tak, że przez dobry rok nie tknęłam mięsa. Zamiast niego zajadałam się drożdżówkami i czekoladą, wiec też nie byłam w najlepszej formie, potem nadszedł kryzys ideowy, no i moje wielkie chodzenie na siłownie i tym samym wysokobiałkowa dieta. Zaczęłam jeść mięso, oj  dużo zjadłam piersi z kurczaka wtedy. Z tego nie jestem już taka dumna…

Próba trzecia. Trzy tygodnie po Woodstocku nawiedzona przez Wodnika,  stwierdziłam, że nie mam serca jeść mięsa, po prostu nie mogę, nie wyobrażam sobie tego w żaden sposób. Koniec z tym. Jak się potem okazało tego samego dnia na wege przeszła Mon „ To był po prostu impuls” mówi, nie możemy już tego robić. Cały świat jest powiązany. Mogłoby się wydawać, że to czy zjemy sobie na obiad kotleta schabowego czy sojowego nie ma żadnego wpływu na naszą planetę- błąd i to ogromny. Nie chce już nawet mówić o biednych zwierzętach.

Wszystko, co człowiek wyrządzi zwierzętom, wróci do ludzi z powrotem. 

Ci, którzy zabijają zwierzęta, ażeby jeść ich mięso, przyczyniają się do masakry własnych ciał. — Pitagoras 

Wegetarianizm jest inteligentną formą szacunku i miłości istoty ludzkiej do siebie. Po­zwala uczynić zdecydowany krok na drodze do stania-się-świadomym i przyspiesza proces indywidualnego rozwoju człowieka. — Jo­hann Kössner 

Zachęcam do przeczytania artykułu (cytaty tam właśnie znalezione), dziękuje Mon. http://www.wegetarianski.pl/podstrona/powody.php
Warto przeczytać ,a potem zastanowić się nad swoją świadomością i moralnością. Ziemia nie jest naszą własnością, dbajmy o nią. Świat może być taki piękny, wystarczy nie być egoistą, niech każdy zacznie od siebie.  Ja czuje się teraz świetnie nadal chodzę na siłownie, białka jest wystarczająco w nabiale i kotlecikach sojowych. Mon czuje, że więcej widzi i jest bardziej wrażliwa, zgadzam się- coś w tym jest. Powiedz tylko moja droga jak dzięki przejściu na wegetarianizm uporałaś się z apetytem na alkohol :P Bo ja naleweczką, fresko i zimnym piwkiem nadal nie pogardzę.


Zachęcam wszystkich chociaż żeby spróbowali, bo nie możesz powiedzieć, że nie dasz rady, to nie dla mnie, nie lubię, skoro nie spróbujesz, nie mówiąc już o korzyściach jakie płyną z niejedzenia mięsa dla świata, ale również dla Ciebie! 

O Kamali słów kilka, czyli jak to ze mną bywało

Chciałam być wiatrem, wszędzie słyszałam kruki, widziałam duchy, a moja dusza była jak puzzle, które czasem się rozsypywały, same? Czasami tak, życie się sypało w chwilach kiedy wszystko dookoła mówiło, że moje ideały to jedna wielka utopia, a ja bawię się w Don Kichota. Moje puzzle same dobrze nigdy się nie złożyły… Składałam je mozolnie i samotnie, czasem z brzytwą niebezpiecznie blisko moich żył. Unikałam ludzi, cały mój świat i życie toczyło się w gąszczu moich myśli.
To były piękne czasy, potem jednak nastąpił kryzys, męczyło mnie to strasznie- może to nie tak, może to inni mają racje, zaczęłam się bać i próbowałam  za wszelką cenę uciec od siebie, by było lżej- żyć przeciętnie. Całkiem dobrze mi to nawet przez pewien czas wychodziło. Dopadały mnie czasem jednak potworne wyrzuty, że stałam się taka, jak ludzie którzy nigdy mnie nie rozumieli, że to już nie do końca ja, ale żyłam dalej w światku marnego zadowolenia, sfilistrzenia, trwałam  w całym tym marazmie, aż nastąpiło przebudzenie. Ciężko było spojrzeć w lustro, a żal był ogromny…
Nie chce już uciekać, znów jestem pełna ideałów, a może nawet pełniejsza J
Trzeba spróbować rożnych rzeczy, żeby wybór naszej drogi był bardziej świadomy. Myślę, że jeszcze długa trasa przede mną, a na niej pełno rond i zakrętów, co będzie dalej? Obserwujcie mojego bloga.
Nadal nie wiem czy to sen czy jawa, teraz jestem gamoniem, śnie dziwy, wierze w cuda i kocham Was wszystkich.



Bardzo dziękuje wszystkim, którzy są teraz przy mnie i są takimi samymi gamoniami jak ja, nie czuje się już taka osamotniona, z Wami jest zawsze pięknie i pyszniutko :*  Dziękuje Indygo, Nat, Zuz i Mon.

Uniknąc uduszenia...

Zanim wystartuje na dobre powiem Wam na wstępie, że mam straszną tremę, cała dygocze i zaraz chyba pochłonę tabliczkę czekolady z nerwów, bo przecież każdy pretekst jest dobry, żeby zjeść coś pysznego :P
Mój pierwszy blog uważam za otwarty. Witam serdecznie.
Powinnam teraz robić coś zupełnie z innej bajki, ale musze się wypisać bo inaczej się uduszę, maligna już jest… Najwyższy czas ożywić Kamale!