środa, 16 września 2015

Księżycowe kaczki, czyli historia mojego wegetarianizmu.


Yerba wypita, umysł powinien być trzeźwiejszy.
 Pod koniec sierpnia wróciłam,  jest to moja trzecia próba nie jedzenia mięsa. Myślę, że teraz ostatecznie powiedziałam mu żegnaj.
Próba pierwsza? Uznajmy to za próbę, trochę wyidealizuje i będzie super.
Nie powiem Wam kiedy to było, gdyż tego nie pamiętam, nie dlatego, że byłam czymś odurzona, ale dlatego, że byłam zbyt mała. Znam tą historię jedynie z opowieści, jak widać już krążą o mnie legendy :P dziękuje Indygo za przypomnienie tej sceny.
„Nigdy nie zjem tego co miało mamę i oczy! ‘’                                                         
Tak powiedziałam pewnego słonecznego, a może zimowego dnia  gdy byłam małym bobasem nie chcąc zjeść mięsa na obiad. Duma mnie teraz rozpiera! Szkoda, że nie byłam zbyt konsekwentna w swoim postanowieniu i mój jakże piękny bunt szybko minął. Cóż by to była za historia zostać z własnej woli na przekór rodzinie trzy letnim wegetarianinem.

Zanim przejdę do opowiedzenia drugiej próby, przytoczę  pewna anegdotę  o pamięci bobasów.

Pewnej niedzieli będąc w babcinym pokoju, oglądałam zdjęcia z moim dwuletnim  wtedy chrześniakiem.  Na zdjęciu o którym konkretnie mowa był malutkim zaledwie trzymiesięcznym dzidziusiem.

Ja: - Patrz jaki mały wtedy byłeś
Piotruś- Noo, fajnie wtedy było
Ja ( z wielkim z dziwieniem)- Tyy pamiętasz jak wtedy było?
Piotruś ( z ogromną powagą i pewnością )- Pamiętam!

Niektórzy myślą, że chciał mnie zbajerować i wciskał kity, ale ja mu wierze!

Próba druga. Było to w pierwszej liceum natchnęło mnie wtedy pewne zdarzenie, obraz...
Wychodziłam przez podwórko wtedy od babci i zmierzałam do domu, by udać się w objęcia Morfeusza, było już ciemno, księżyc na niebie , a w jego blasku tylko ja i stado kaczek.
Dookoła cisza i nicość. Patrzę na kaczki, a one gorączkowo machają skrzydłami i  tak bardzooo chcą się wzbić w niebo i polecieć do księżyca T_T ale nie mogły tego zrobić  bo były zbyt utuczone, no żeby nie uciekły i żeby dużo z nich mięsa było, popłakałam się aż, że przez nasz egoizm, mordujemy je i odbieramy wolność, a tak pięknie mogłyby latać i być naprawdę wolne, bardziej od nas, ale my wolimy sobie zjeść skrzydełko.
Widok ten wstrząsnął mną tak, że przez dobry rok nie tknęłam mięsa. Zamiast niego zajadałam się drożdżówkami i czekoladą, wiec też nie byłam w najlepszej formie, potem nadszedł kryzys ideowy, no i moje wielkie chodzenie na siłownie i tym samym wysokobiałkowa dieta. Zaczęłam jeść mięso, oj  dużo zjadłam piersi z kurczaka wtedy. Z tego nie jestem już taka dumna…

Próba trzecia. Trzy tygodnie po Woodstocku nawiedzona przez Wodnika,  stwierdziłam, że nie mam serca jeść mięsa, po prostu nie mogę, nie wyobrażam sobie tego w żaden sposób. Koniec z tym. Jak się potem okazało tego samego dnia na wege przeszła Mon „ To był po prostu impuls” mówi, nie możemy już tego robić. Cały świat jest powiązany. Mogłoby się wydawać, że to czy zjemy sobie na obiad kotleta schabowego czy sojowego nie ma żadnego wpływu na naszą planetę- błąd i to ogromny. Nie chce już nawet mówić o biednych zwierzętach.

Wszystko, co człowiek wyrządzi zwierzętom, wróci do ludzi z powrotem. 

Ci, którzy zabijają zwierzęta, ażeby jeść ich mięso, przyczyniają się do masakry własnych ciał. — Pitagoras 

Wegetarianizm jest inteligentną formą szacunku i miłości istoty ludzkiej do siebie. Po­zwala uczynić zdecydowany krok na drodze do stania-się-świadomym i przyspiesza proces indywidualnego rozwoju człowieka. — Jo­hann Kössner 

Zachęcam do przeczytania artykułu (cytaty tam właśnie znalezione), dziękuje Mon. http://www.wegetarianski.pl/podstrona/powody.php
Warto przeczytać ,a potem zastanowić się nad swoją świadomością i moralnością. Ziemia nie jest naszą własnością, dbajmy o nią. Świat może być taki piękny, wystarczy nie być egoistą, niech każdy zacznie od siebie.  Ja czuje się teraz świetnie nadal chodzę na siłownie, białka jest wystarczająco w nabiale i kotlecikach sojowych. Mon czuje, że więcej widzi i jest bardziej wrażliwa, zgadzam się- coś w tym jest. Powiedz tylko moja droga jak dzięki przejściu na wegetarianizm uporałaś się z apetytem na alkohol :P Bo ja naleweczką, fresko i zimnym piwkiem nadal nie pogardzę.


Zachęcam wszystkich chociaż żeby spróbowali, bo nie możesz powiedzieć, że nie dasz rady, to nie dla mnie, nie lubię, skoro nie spróbujesz, nie mówiąc już o korzyściach jakie płyną z niejedzenia mięsa dla świata, ale również dla Ciebie! 

1 komentarz:

  1. Trzymam kciuki, żebyście wytrwali i żeby już wkrótce na myśl o zjedzeniu mięsiwa ogarnęła Was panika i odraza ;>
    A apetyt na alkohol? Cóż, raz nie zawsze!

    OdpowiedzUsuń